W 1415 roku Hus udał się na wezwanie soboru do Konstancji, aby bronić słuszności swych poglądów. Został jednak wbrew „listowi żelaznemu” cesarza Zygmunta Luksemburczyka aresztowany i poniósł śmierć męczeńską na stosie z wyroku soboru. Sobór ten potępił również nauki głoszone wcześniej przez Wiklifa. Ciekawostką jest, że polska delegacja na soborze broniła poglądu, że pogan nie należy nawracać siłą. Zapisano wystąpienie Polaka, Pawła Włodkowica z traktatem „O władzy papieża i cesarza nad niewiernymi”, potępiającym ostro nawracanie mieczem i stwierdzającym, że każdy naród (nawet pogański) ma prawo do pokojowego istnienia.
Dwa lata później husyci ogłaszają cztery artykuły praskie: prawo głoszenia kazań przez świeckich, komunia pod dwoma postaciami dla wiernych, sekularyzacja dóbr kościelnych, karanie grzechów śmiertelnych przez władzę świecką. W tym czasie powstały dwa nurty husytyzmu: umiarkowany (kalikstyni) i radykalny (taboryci).
Męczeńska śmierć Jana Husa wywołała wzburzenie w Czechach. Zaczęto usuwać księży sprzyjających papiestwu, a kościoły przekazywać duchowieństwu uznającemu naukę Husa. Nastąpiła powszechna sekularyzacja majątków kościelnych. W konsekwencji cesarz i papież zorganizowali pięć krucjat przeciw husytom, zakończonych zdławieniem ruchu husyckiego, ale za jaką cenę!
W 1426 roku husyci najechali Śląsk i od strony Jeleniej Góry zbliżyli się do Gryfowa i dalej aż po Lubań. Po drodze spalili Lubomierz, burząc klasztor - mieszkańcy wraz z zakonnicami schronili się w lasach nieopodal Mirska. Ucierpiała też Olszyna. Na zboczu Wzgórza Piwnicznego (Kellerberg) mieszkańcy, którzy wcześniej opuścili swoje domostwa, wykopali jamy mieszkalne, które w części zostały odkryte, a uciekinierzy okrutnie zamordowani. Zabudowania wiejskie spalono, a zwierzęta skonfiskowano. A tak przy okazji, to słowo „okrutnie” miało wówczas trochę inny wymiar, gdyż walczono aby zabić, używana broń nie była humanitarna, nie brano też jeńców, chyba że możnych dla okupu, palenie też było zwyczajem zdobywcy. Od tych brutalnych czynów pochodzą też nazwy „Dolina Mordu” i „Piekło”, a także legenda o olszyńskim klasztorze, którego zakonnicy zostali przez husyckie bandy wymordowani właśnie w Dolinie Mordu, wąwozie pomiędzy Olszyną i Biedrzychowicami. Ówczesny opat tego klasztoru - Arnold Treu, umierając miał rzucić na oprawców klątwę o nieczystych sercach, utracie cieni i niechybnej śmierci. I rzeczywiście, jak podaje legenda, kiedy husyci odchodzili z miejsca zbrodni zauważyli ku swojemu przerażeniu, że ich ciała pomimo jasnej poświaty księżycowej nie rzucały żadnego cienia…
W 1427 roku od strony Górnych Łużyc nadeszły wojska Prokopa Wielkiego i po niepowodzeniu pod Żytawą zdobyły i spaliły Lubań. Kolejny atak nastąpił w Boże Narodzenie 1430 roku. 16 marca następnego roku pod murami Lubania pojawił się Capka von Zaan z około 1000 husytami. Bernhard von Uechtritz, pan na Kościelnikach i brat Hansa - olszyńskiego właściciela, zebrał w franciszkańskim klasztorze część walecznych mieszczan wspartych swoimi poddanymi. Towarzyszyła mu też żona i córka. Kiedy obrońcy nie utrzymali się w klasztorze obie w przebraniu, pod osłoną nocy, przeszły przez obóz oblegających i wyjechały w kierunku Czochy. Ci, którzy w murach klasztoru pozostali wpadli w ręce szturmujących i zginęli. Uechtritz z pozostałymi wycofał się do Baszty Brackiej i kiedy atakujący przez podkop podpalili wieżę zmuszony był trzy dni później poddać obronę. Upojeni zwycięstwem husyci po spustoszeniu i zrabowaniu miasta opuścili Lubań zabierając ze sobą odważnego rycerza. Odchodząc utopili w Kwisie przy bramie św. Mikołaja jego kapelana Jana Reichela.
Jest trwały ślad po ówczesnych czasach, gdyż zapewne na zamówienie miejskie fabrykant lubański Georg Massof zapłacił za drewnianą całopostaciową rzeźbę, przedstawiającą rycerza B. von Uechtritza , która stanęła w holu lubańskiego ratusza, a została wykonana przez Paula Geislera, majstra w Schlesische Holzindustrie-Geselschaft vorm. Ruscheweyh w Olszynie (zdjęcie w tekście ze zbiorów Janusza Kulczyckiego).
30 marca podążyli husyci w kierunku Leśnej dając w Kościelniku i Baworowej upust swojej wściekłości wiedząc, że przechodzą przez ziemie Uechtritzów. Także Bożkowice nie zostały oszczędzone. Następnie ruszyli na leżący niedaleko zamek Zangenburg, aby zemścić się na jego właścicielu Hartungu von Klüx, który na soborze w Konstancji głosował przeciwko Husowi. Warownia znajdowała się przy obecnym wylocie drogi z Leśnej w kierunku Świecia, na górze, w której wykute są sztolnie z czasów II wojny światowej. Gród na tym wzgórzu istniał podobno już w 1144 roku. Pierwsza wzmianka o zamku (Castrum in Lesna) pochodzi z 1247 roku, później miejsce to określano nazwą Zangenburg.
Powstanie zamku wiązano z Wacławem I, królem Czech. Po 1264 roku warownia należała do Hanko de Irekesleve, po 1319 do Henryka I, który władał nią do 1346 roku. Stanowiła ona wraz z zamkami Świecie i Czocha część tzw. Okręgu Kwisy i niewątpliwie była od nich starsza. Nie ma o niej informacji po okresie wojen husyckich, tak więc najprawdopodobniej w tym czasie została zniszczona. Można przyjąć, że mogło to mieć miejsce 20 marca 1431 roku, gdy oddział husytów dowodzonych przez Capka von Zaane spalił Leśną całkowicie. Równolegle inny oddział 21 marca 1431 roku splądrował i częściowo spalił zabudowania Mirska, jednak odparto go dzięki pomocy załóg z Gryfa, Czochy i Świecia.
Niedaleko Świecia stoją dzisiaj ruiny średniowiecznego zamku, wzniesionego z kamienia na skalistym wzgórzu, Nieopodal w ruinach kościółka, na jego zewnętrznych ścianach, zachowało się kilka płyt nagrobnych z XVI i XVII wieku. Wśród nich także nagrobek upamiętniający młodą dziewczynę, nazywaną niegdyś w miejscowej tradycji „Cęgową Panienką” („Zangenjungfrau”) od nazwy zamku „Zangenburg”, stojącego niegdyś przy drodze z Leśnej do Świecia.
Według legendy piękna panna z zamku pokochała przywódcę husytów i pokazała mu tajemne przejście. W efekcie tego weszli oni do warowni. Jej brat przeklął ją i zginął z rąk wrogów, podobnie zresztą jak i siostra. W XIX wieku opowiadano sobie, że jej duch ubrany w czarną stylową suknię krąży po okolicy i szuka zbawcy, który odkupiłby jej winy obiecując w zamian bogactwo.
Zamek Rajsko położony niemal na środku Przełomu Kwisy, należał do najbardziej tajemniczych fortec pogranicza śląsko-łużyckiego. Od tej warowni, wzniesionej na skalistym brzegu Kwisy, nieopodal Bożkowic, nie wspominają żadne źródła historyczne. Prawdopodobnie powstał w XIII lub XIV stuleciu. Rajsko miało z pewnością stanowić przeciwwagę dla położonego po sąsiedzku łużyckiego zamku Czocha. Upadek warowni należy datować na czas wojen husyckich. Rajsko, zwane w przeszłości Neidburgiem bądź Neidbergiem zamieszkiwał Jobst von Kolditz. Rycerz parał się rozbójnictwem i napadał na tabory kupieckie, przez co był postrachem całej okolicy. Zamek został zdobyty przez husytów i spalony. Z czasem ruiny grodu zniknęły w gąszczu krzewów i drzew aż do czasów hrabiego Aleksandra von Minutoli, który ożywił to miejsce – ale to już inna historia.
Opisując okolice pragnę powrócić do mojego poprzedniego artykułu lokalizującego podpisanie umowy zażegnującej konflikt zbrojny właśnie w Olszynie - jak podają znane mi pisane źródła niemieckie. Na chwilę obecną można mówić o miejscowości Oelsnitz w Saksonii, a może o Oelsa pod Lübau! – za Krzysztofem Foktem. Oba zamki były siedzibami wójtowskimi (Voigtsburg), a trasa „Via Regia” przez Lwówek i Radostów, była równorzędną drogą dla traktu dolnego przez Gryfów. Wyjaśniam to czytelnikom, gdyż istnieje pewna niespójność w lokalizacji, ale zostawmy to tym od „twardej historii”.
Zbigniew Madurowicz
Z dnia: 2011-02-02, Przypisany do: Nr 3(410)